piątek, 8 marca 2013

Z archiwum Flickra, część I

Dzisiaj na blogu coś innego. Zamiast lata odrobina zimy, i to sprzed jakichś piętnastu kilogramów, a więc zdjęcia zrobione cztery lata temu. 




Przez dłuższy czas (około czterech lat) prawie codziennie dodawałam swoje zdjęcia do flickrowej grupy Wardrobe Remix. Przy okazji tego bloga postanowiłam przypomnieć sobie najfajniejsze stroje, takie, których po latach się nie wstydzę :D. 
Część tych ubrań noszę nadal, niektórych niestety już nie. Smutny los spotkał piękną sukienkę, która skurczyła się w szafie ;), oraz płaszcz kupiony za pieniądze gromadzone dla mnie na studia przez Babcię i Dziadzia (za ich zgodą oczywiście, muszę tu również dodać, że rzeczywiście przez prawie 5 lat mi służył i może jeszcze kiedyś posłuży). Buty spisywały się nieźle, chociaż ostatnio zauważyłam na nich sporo pęknięć i to chyba ich koniec. Może mszczą się w ten sposób za to, że tak rzadko po nie sięgam. Torebka leży na dnie szafy, ale czasem myślę, że trzeba ją wyciągnąć. Sweter, przepiękny prezent urodzinowy od Męża (wtedy jeszcze mojego Chłopaka), też właściwie nie opuszcza wieszaka. Ukochana czapka popruła się i chyba wylądowała już w koszu. Za to szal, który należy właściwie do mojej Mamy i jesienią po raz kolejny pożyczyłam go tylko na chwilę, noszę codziennie. 




Patrzę na ten strój z zadowoleniem, myślę, że jest zupełnie zgodny z moim stylem. Po raz pierwszy pojawia się też sukienka (choć jeszcze nie w całej okazałości).  
Pamiętam jednak minę koleżanki, z którą wtedy się umówiłam. Gdyby wiedziała, że będę tak wyglądać, pewnie pewne notatki nie byłyby jej aż tak bardzo potrzebne.
Tegoroczny Dzień Kobiet spędzam sama, a wtedy byłam na kolacji  z moim Mężczyzną. Dostałam też piękny prezent. Ponieważ była to niedziela, a w niedziele pod krakowską Halą Targową można kupić różne ciekawe rzeczy, a ja się chyba trochę spóźniałam i Mężczyzna miał chwilę, by tam zajrzeć, dostałam piękną torebkę, która do dzisiaj często mi towarzyszy.Możecie ją zobaczyć na poniższym zdjęciu.






środa, 6 marca 2013

Post drugi, przekorny w mniejszym stopniu

Niestety, znowu nie ma sukienki. I znowu lato na zdjęciu (chociaż właściwie październik). Jest za to więcej kolorów, i to tych, które lubię. Zresztą lubię większość kolorów. Hmmm, chyba wszystkie poza czarnym, oczywiście w różnych dawkach, sytuacjach i kombinacjach. 



Miałam nawet taki pomysł, żeby blog zatytułować "Madika i kolory", mogła to być lepsza idea, skoro sukienek na razie na zdjęciach brak. Zdecydowałam się jednak postąpić zgodnie z zasadą głoszącą, że pierwszy pomysł to lepszy pomysł i zostało "Madika i sukienki". 




Napisać, że strój powyższy obfituje w elementy ślubne, byłoby przesadą. Ale nie oszukujmy się, to i owo można wypatrzyć. Przede wszystkim gdzieś tam mignęły pierścionek zaręczynowy i obrączka, ale to dość oczywiste dodatki. Ciekawsze są chyba balerinki, kupione wiosną dwa lata temu. Buty do sukni ślubnej wymarzyłam sobie zielone. Po długich bezowocnych poszukiwaniach musiałam ze swojego planu zrezygnować i kupić beżowo-żółte. Miało być kolorowo, a było... jeszcze bardziej kolorowo :). Zielone balerinki kupione na wszelki wypadek pół roku przed uroczystością (jako płaskie i mało odporne na deszcz nie były idealne), okazały się świetne na poprawiny. A teraz wkładam je co jakiś czas, nawet jesienią.



Torba jest z kolei prezentem ślubnym od Męża. Nie da się ukryć, że wypatrzyłam ją sama i pewnie w jakiś sposób naprowadziłam go na jej trop, niemniej była to dla mnie bardzo miła niespodzianka. 



Z nieco innej ślubnej bajki pochodzi żakiecik. W sierpniu zeszłego roku wybierałam się na ślub Przyjaciółki. Ponieważ obarczono mnie obowiązkiem odczytania modlitwy, musiałam założyć coś w miarę oficjalnego. Podobnie jak w przypadku ślubnych butów, nie udało się zrealizować moich planów. Postawiłam więc na kolor i promocyjną cenę :). Właściwie mój blog mógłby też nosić nazwę "Madika i promocyjne ceny".