czwartek, 24 października 2013

Spod chmury kapelusza

Z życia wzięte. Wczoraj mój Mąż został magistrem. Czekaliśmy na to wydarzenie bardzo długo. Dla mnie jest to oczywiście okazja, którą należałoby uczcić, Mąż w ogóle zwolennikiem świętowania nie jest. Niechcący wyszło na moje. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Już dawno wymyśliłam sobie strój, pozostało tylko liczyć na odpowiednią pogodę, no i na to, że w wybraną sukienkę się zmieszczę. Sukienka, jak podejrzewałam, mogła się Mężowi spodobać. Kupiłam ją niedawno i na tę właśnie okazję zachowałam. Chciałam też założyć bolerko Mężowi znane i podobające się. Obie rzeczy granatowe w białe groszki, taka ze mnie Magda M. :) Do tego granatowe rajstopy (liczyłam na to, że nie znajdują się właśnie wśród rzeczy do prania) i granatowe buty na znośnym obcasie. I cóż się okazuje? Pogoda piękna, idealna, wręcz gorąco, z rajstop mogłabym zrezygnować, ale lepiej nie, bo nie wiadomo, o której wrócimy. Sukienka leży idealnie, jak na mnie szyta, zdecydowanie dobry zakup. I chyba faktycznie się spodoba. Rajstopy są, buty wygodne. Do tego delikatna biżuteria, żadnych opasek, bo Mąż nie lubi i chyba wstyd mu pokazać się ze mną w opasce. Perfumy od niego, makijaż na miarę moich możliwości, ale chyba dosyć udany, wyglądałam jak człowiek :) Po drodze okazało się, że tusz do rzęs się skończył, zapasowy wysechł w oczekiwaniu na użycie, na szczęście znalazł się jakiś trzeci. Byłam gotowa. Jeszcze tylko płaszcz do ręki, książka do torebki i kapelusz na głowę. No dobra, z tym kapeluszem pewnie przegięłam, ale co tam. Pasuje? Pasuje! Wychodzę. Poradziłam sobie nawet z komunikacją miejską, z której generalnie nie korzystam, nie było żadnych opóźnień. Poczekałam sobie pod Męża biurem 40 minut, ale niespodzianka się udała. Poszliśmy na obiad/kolację. Coś tam usłyszałam, że sukienka ładna, że bolerko ok. No wiem, właśnie dlatego je wybrałam, ale w końcu mojej zasługi w tym, że ładne, żadnej nie ma. Wracamy do domu. Aż się wierzyć nie chce, ale jedyne, co usłyszałam na temat mojego wyglądu (czy właściwie całości mnie), to że śmierdzą mi włosy. No wiecie, nie wprost, tylko, że taki krakowski zapach. Czyli smród z tych wszystkich pieców, który uwielbia osiadać na włosach i ciuchach. Fakt, nie pachniały najpiękniej. Ale naprawdę? Tylko tyle? 










Z uwagi na okoliczności, zdjęć oczywiście żadnych nie ma. A żałujcie :) Na pocieszenie strój z soboty.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz