środa, 26 lutego 2014

Serdecznie (nie) dość

Jakość zdjęć niestety podobna do przebiegu naszych Walentynek, czyli z piekła rodem. Gdybym na serio obchodziła to święto, mogłabym się załamać. Było jednak tak serduszkowo, że chyba przebiłam nawet ubiegły rok i musiałam to jakoś uwiecznić. Kolorom na zdjęciu raczej bym nie ufała.




Uniwersalną spódnicę już znasz. Nie jest ona szczególnie walentynkowa, jest uniwersalna, więc jest walentynkowa. No dobra, jest błyszcząca, więc jest bardziej walentynkowa od niewalentynkowych nieserduszkowych spódnic. Ale jakoś mało mam ciuchów pasujących do ciuchów czerwonych, których mam bardzo mało. Zazwyczaj wiec wybieram tę spódnicę. Poza tym (wszyscy razem :)) ona jest naprawdę uniwersalna. Koszula, czego powyżej nie widać, ale widać poniżej, jest w serduszka i w kolorze miłości. Kupiłam ją na jesiennej wyprzedaży w Carry. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia (czy oni specjalnie nadrukowali te serca, żeby się zakochiwać i kupować?), ale mam taki mały problem, że nic mi do niej nie pasuje. Miałam ją na sobie poza Walentynkami tylko jeden raz. Zaraz, zaraz, co ja do niej wtedy założyłam? Chyba nietrudno zgadnąć. Madika mistrzynią kreatywności. 




Torba i naszyjnik to prezenty od Mamy mojego Męża. I nie, nie dostałam ich razem. A prawda, że idealnie do siebie pasują? Teraz już nie mogę ich nosić oddzielnie, bo ciągle wydaje mi się, że jeszcze nie dość pokazałam, jak bardzo do siebie pasują. Może po publikacji tych zdjęć dam sobie wreszcie spokój. Aha, Mąż nie lubi tej torby, a taki naszyjnik to właściwie od niego powinnam dostać. Nierozłączne serduszka i te sprawy. Jak takie kwaśne żelki żółto-pomarańczowe, których przez jakiś czas nie było w Almie, ale podobno znowu są. 




Kolczyki kupione wieki temu w Reserved. Przypuszczam, że były obecne, choć niewidoczne, na wielu zdjęciach z wcześniejszych postów. 




Rajstopy to prawdziwa katastrofa. Kupione na wyprzedaży z myślą o Walentynkach, podarły się przeuroczo zanim w ogóle Mąż wrócił do domu i ujrzał mój sercostrój. Na szczęście podarły się na palcach, więc do zdjęć mogły zapozować. Kosztowały niby tylko 4,99, ale za te pieniądze mogłam mieć przesłodkie rajtuzki z Primarka z Myszką Minnie albo inne cudo. Niestety kupiłam też parę białych w czarne grochy, muszę się dobrze zastanowić, kiedy je założę i na pewno nie mogę łączyć ich z sandałami. Najlepsze jest to, że zupełnie nie należę do osób zakładających dane rajstopy tylko raz. Zupełnie nie rozumiem problemu braku zapasowej pary, ja nawet cienkich jednorazówek używam przez wiele lat. To naprawdę nie była moja wina. Nie chciałabym też nikogo stuprocentowo zrazić do rajstop tej firmy. Zeszłej zimy kupiłam za śmieszne pieniądze dwie grube zimowe pary i do tej pory, chociaż często noszone, są w idealnym stanie (jedne są białe, a to już w ogóle ewenement, bo grube białe rajstopy spotykałam dotychczas tylko w rozmiarach na dziewczynki komunijne). 
Buty stare, ale jare. Totalne plastiki z Allegro, kupione z 7 lat temu za jakieś 15 złotych. Należą do najwygodniejszych butów w mojej kolekcji i przetańczyłam w nich niejedną noc. Z pewnością jeszcze się tu pojawią. 

Mąż okazał mi odrobinę serca:



Ja odwdzięczyłam się tym samym:






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz