Chociaż do Świąt jeszcze trochę
zostało, ja już jestem u Rodziców. Życie wygląda tu całkiem
inaczej, świątecznie, chociaż normalnie. Zupełnie inaczej jest
wstawać o świcie i iść na roraty z Kimś, potem jeść razem
śniadanie, pić herbatkę, rozmawiać. Inaczej jest, gdy można
Kogoś odwiedzić i Ktoś mówi, żeby przyjść też jutro i
pojutrze.
A wracając można wstąpić do Kogoś innego. Tu i tam na
balkonach czekają już choinki, umawia się na pieczenie makowców
(a przy okazji i sernika). Idzie się przez ciemne miasto i na pustej
ulicy spotyka się Kogoś, Kogo chciało się spotkać przez 10 lat.
Nawet jeśli to tylko złudzenie i to nie jest jednak ten Ktoś. Albo
jest, ale nie poznaje czy nie chce poznać. I już się nawet nie
wie, czy lepiej, żeby poznał, czy lepiej tylko dalej myśleć o
przypadkowym spotkaniu, nie psuć marzeń i wspomnień. Inaczej jest
wracać do ciepłego, jasnego Domu, gdzie Ktoś czeka z obiadem, 1000
razy można pić herbatkę, opowiadając ciągle komuś innemu ten
sam dzień. Trenuje się kolędy, stół kuchenny jest zajęty serem,
przyprawami do piernika, kolorowymi posypkami, kilogramami mąki i
masła. I właściwie do niczego nie trzeba się spieszyć, niby się
na coś czeka, ale to tak naprawdę już tu jest. I jest tak inaczej,
że aż trzeba przejść po kryjomu przez mieszkanie i zobaczyć w
lustrze, jak się wygląda, kiedy jest się szczęśliwą, bo już
się w ogóle w ogóle nie pamięta tego uczucia.
Wczoraj w ramach przygotowań do Świąt
skończyłam czytać „Noelkę”. Razem z Elką odwiedzałam te
wszystkie domy i trochę jak ona myślałam, że też bym tak
chciała, żeby było inaczej, bardziej świątecznie. A dzisiaj
wiem, że magia Świąt już działa.
Zdjęcie z Wigilii 2007 w ramach przedświątecznych inspiracji.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz