sobota, 1 listopada 2014

Madika i Berbeć. Część VI

Kiedy robiliśmy poniższe zdjęcia w weekend, podczas wizyty u mojego Dziadzia, planowałam wpis o tym, jak to fajnie, że ciągle noszę swoje stare ubrania i jakoś się w nie mieszczę, a nawet wydaje mi się, że nieźle wyglądam. Aż nadeszła środa. Mieliśmy zaplanowane spotkanie z koleżanką, ja od kilku dni miałam zaplanowany strój. Z rajstopami i tuniką poszło całkiem dobrze, ale okazało się, że spódnica nijak nie chce się dopiąć (oczywiście, mogę się jeszcze łudzić, że po prostu sama nie dałam rady, ale gdybym miała jakąś pomocną dłoń w pobliżu... :)). To był dziwny moment. Jednocześnie było mi trochę smutno i byłam zupełnie spokojna. Przede wszystkim niepokoiło mnie to, że mój plan nie zostanie zrealizowany. Z drugiej strony, wiedziałam, że przecież Berbeć zdrowo rośnie, nie zmieściłam się w coś dopiero pod koniec szóstego miesiąca, a szafę i tak mam pełną ciuchów. Gorzej, że zdarzenie to miało związek z bardzo fajną czarno-białą spódniczką z H&M, którą kupiłam w szmateksie jeszcze wiosną. Do tej pory jakoś nie miałam okazji jej założyć, bo jest dosyć elegancka, ale mierzyłam ją kilka tygodni temu i była dobra, więc sądziłam, że dam radę się w nią zmieścić. Zapomniałam tylko, że w tym przypadku czas działa na moją niekorzyść. Tak, wiem, mam teraz superfajną nową spódnicę na przyszły rok. Ale ja jednak nie lubię, jak plan się zmienia. Chciałam jeszcze w tym roku założyć moją skórzaną sukienkę, różaną spódnicę i tę właśnie czarno-białą spódniczkę. Z pierwszymi dwiema jakoś zdążyłam, ale jednak plan nie został zrealizowany w 100%. 






A poza tym faktycznie noszę swoje stare ubrania, w tym urodzinową bluzkę i jedną z ulubionych spódnic. Czuję się bardzo atrakcyjnie, mam ochotę się stroić, wymyślać różne zestawy i nosić szpilki. Może niekoniecznie te ze zdjęcia, bo zrobiły się trochę ciasne, ale jakiś tam wybór jeszcze mam. Czuję, że moje ubraniowe życie uratowały ciążowe rajstopy, które zdecydowałam się zakupić, mimo że występują tylko w czarnym kolorze. Może nawet dokupię jeszcze jedną parę? Dzięki nim nie jestem skazana na botki i kozaki, mogę założyć coś bardziej eleganckiego i mam coś, co pasuje do ubrań, które niekoniecznie są w barwach ziemi. Znalazło się nawet jakieś rozwiązanie na jesień, które może sprawdzi się także zimą, mianowicie ponczo. W szmateksie kupiłam bordowe, a Mama pożyczyła mi swoje szare. Mama wyszperała też dla mnie płaszczyk, niestety cieniutki, rozmiarowo w sam raz na teraz i nie zapina się pod szyją, ale za to jest lekki, ładny i fajnie komponuje się z wieloma elementami. A już w weekend wielkie mierzenie zimowych płaszczy. Mam nadzieję, że coś się da wykombinować.




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz